ADV
Kultura

„Innej Anny” spotkania z czytelnikami regionu – podsumowanie promocji tomiku poezji Anny Gaudnik

Przez dokładnie trzy miesiące promowaliśmy debiutancki tomik poezji Anny Gaudnik pt. „Inna Anna”, wydany w 2021 r. przez Powiatową i Miejską Bibliotekę Publiczną w Brzesku. Łącznie odbyło się 9 spotkań, które zgromadziły około 290 osób. Rozdaliśmy 500 bezpłatnych egzemplarzy tomiku.

Dziękujemy wszystkim organizatorom spotkań z Anną Gaudnik w regionie brzeskim za współpracę, zaangażowanie oraz profesjonalne zrealizowanie wydarzeń. Dziękujemy koleżankom: Magdalenie Wołek (BP w Bielczy), Agnieszce Witek (GBP w Porąbce Uszewskiej), Marlenie Śledź (BP w Szczepanowie), Iwonie Tomasik (BP w Mokrzyskach), Elżbiecie Kwaśniewskiej (GBP w Borzęcinie), Monice Taflińskiej (BP w Okocimiu), Marcie Gołąb (BP w Jadownikach), Bożenie Wach (BP w Porębie Spytkowskiej) – dzięki Wam każde spotkanie wyróżniało się niepowtarzalną, klimatyczną atmosferą, dostarczając wzruszeń i wyjątkowych przeżyć.

Jest to również moment, aby oddać też zasługi samej autorce, która nieposkromioną energią, niespotykanym ciepłem i otwartością na pojawiające się okoliczności była dla nas w tym projekcie niezastąpionym partnerem. Z wielkim pietyzmem przygotowywała się do każdego spotkania, dając uczestnikom możliwość poznania jej z wielu stron. Dla każdej społeczności miała przygotowany indywidualny scenariusz swojej wypowiedzi. Dla każdego uczestnika z osobna miała zarezerwowany czas na rozmowę i poświęcała temu pełną uwagę.

Dziękujemy wszystkim sponsorom, którzy wsparli finansowo tę inicjatywę, a byli to: Gmina Brzesko, Okręgowa Izba Aptekarska w Krakowie, Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” w Brzesku, Drukarnia „BOWA”, Restauracja Hotel „August”, Firma Handlowa „PAN” Józef Witkowski, Wylęgarnia Indyków Marek Górski, Przedsiębiorstwo Budowlane i Usług Technicznych GRANIT Sp. z o.o., Bank Spółdzielczy w Brzesku, PROSTER Sp. z o.o., JAWOR Usługi Remontowo-Budowlane, zaprzyjaźnieni darczyńcy. Nasze wydawnictwo swoim mecenat objął także Tomasz Latocha – Burmistrz Miasta Brzeska.

Wzruszającym gestem jest przygotowana przez Andrzeja Króla – jednego z klubowiczów DKK w Porębie Spytkowskiej – recenzja wierszy Anny Gaudnik, którą chcemy się w tym miejscu podzielić:

Andrzej Król
„Marne czasy i potrzeba wypełnienia pustki poezją”
(zachowano pisownię oryginalną i opinie wyrażane przez autora)

Friedrich Hölderlin (1770 – 1843) zadał (w elegii „Chleb i wino”) pytanie „Nie wiem doprawdy, cóż po poecie w czasie marnym?”, które do dziś nie doczekało się odpowiedzi wyczerpującej. Czasy mamy wciąż marne, ale podobno czasy są takie, jakimi je czyni człowiek, a poeci ciągle piszą wiersze, a nawet tworzą poezję, jeśli im wierzyć bardziej niż mitologii, w której znajdujemy Euterpe, muzę poezji, zsyłającą natchnienie poetom. Poeta byłby więc tylko zapisywaczem treści zesłanych przez muzę (u Mariana Hemara „Ona ode mnie silniejsza… Sama piórem w moim ręku wodzi”). Nie cenił poetów geometra Platon tak bardzo, że gotów był skazywać by ich na wygnanie. Taki los spotkał Owidiusza, skazanego przez Augusta na dożywotnie wygnanie do Tomi (dzisiejsza Konstanca w Rumunii) za dzieło o „Sztuce kochania”. Często i dziś się zdarza, że poeci żyją w odosobnieniu, jakby byli wygnańcami, autsajderami, bo miano poety jest tyleż nobilitujące, co naznaczone piętnem odmienności, dziwactwa, a te przyprawiają otoczenie o lęk. Ale cóż zrobić z tą przemożną presją, nakazującą wypowiadać się w mowie wiązanej.

Zapiszę w tym tekście moje impresje na temat (o ile im-presja może być w ogóle na jakiś temat) przeczytanego tomu poezji Anny Gaudnik „Inna Anna. Wiersze zebrane”. Tom składa się z trzech części: „Inna Anna”, „Namaluj zachwyt słowem” oraz „Niedopowiedziane”. Wprawdzie tytuł honoruje tę pierwszą część, a podtytuł mówi o „zbiorze”, ale w tomie teksty są raczej wybrane niż zebrane, czemu Autorka dała wyraz w czasie spotkania w dniu 7 grudnia 2021 roku w Bibliotece Publicznej w Porębie Spytkowskiej, który rozpoczęła dwoma tekstami z wczesnego okresu twórczości. Nie sposób o tych tekstach nie wspomnieć, gdyż to właśnie one były dla mnie świadectwem niezwykłego panowania nad materią słowa, zjawiska nader rzadkiego w twórczości (tak zwani poeci nie przebierają w słowach i szastają słowem bez opamiętania, nieliczni tylko uprawiają snajperską robotę, precyzyjnie mogąc „odpowiednie dać rzeczy słowo” – jak to chciał Cyprian Kamil Norwid – trafiając bez pudła w sedno. Łatwość, z jaką Anna Gaudnik unosi ciężar słowa, przyznaje wersom rymy, naznacza rytmem, jest dokumentowaniem natchnienia i umiejętności, tej prawej i lewej strony pisania, która zgodnie – jak ręka prawa i lewa, jak obie pół-kule mózgowe – pracują i modlą się (ora et labora), składając dzieło, scalając trud, dopełniając słowa znaczeniem. Gdy nie ma tej PEŁNI, wtedy wiersze nie tyle są wybrane, ale zebrane (wyżebrane, wyłudzone); nie można ich także zebrać, bo każdy z innej „parafii” i najbardziej nawet wyrafinowana rafinacja nie tworzy wspólnoty. U Anny Gaudnik jest inaczej: tu można wybierać, a teksty, które nie zostały wybrane do tomu, świecą nadal, emanują blaskiem i nasycają przestrzeń wonią miodnego wosku (Cera Alba) oraz parafiny (parumaffinis). Słowa w tekstach „Innej Anny” są starannie dobrane, nie boją się rymów, a przecież nie wszystkie rymy są pomocne, gdy niektóre wyraźnie szkodzą wyrazowi. W tym tomie słowa dzielnie stają w szyku bojowym, nie ulegają chaosowi pod gradem przeciwności, pozwalają na musztrowanie i zyskują na znaczeniu, dzielnie sprawując straż nocną.

Może ta poezja czerpała z farmaceutycznego wykształcenia Anny, a może Eskulap powiódł poezję drogą „al-chemii słowa” (jak u Jana Parandowskiego), tego nikt już nie sprawdzi…

W tym miejscu pozostaje mi wyznać, że lektura stu jeden wierszy zamieszczonych w tomie, pozwoliła mi zanotować czterdzieści dziewięć stron, które były dla mnie odkrywcze i do których teraz będę wracał. Już tekst otwierający zbiór (jak owocobranie, jak żniwa) „Zajrzałam do szuflady” traktuje wiersze jak Marzenia, którym się wyrywa poduszki, aby je wyrwać ze snu, a może bardziej z letargu, i wysłać w świat, na służbę czytelnikowi. Jestem Autorce wdzięczny za „utykanie wskazówek” (s. 78), za „rudą nostalgię” (s. 17), za „zatrzymane… zachwytem” (s. 46), za „łzę między nami” (s. 54), za „nietakt” (s. 58), za „poduszkę spełnionych marzeń” (s. 62), za „morze niewypitych kaw” (s. 67), za „znaczenie dni wierszem” (s. 73), za „miłość”, która nie obraca się w „proch” (s. 75), za „nadzieje” aż dwie (s. 79), za „mak” zakwitający „rumieńcem” (s. 81), za „motyle”, czyli nosicieli skrzydełek (s. 87), za „ramiona przepastne jak szczęście” (s. 105). Trudny to wybór i trudny zbiór, gdy taka obfitość plonów. Gdzie się zatrzymać? Może przy „Filiżance” (s. 86). Bo tam muśnięcie ust onieśmielone gorącem, jak w pocałunku, co gdy wystygły pozwala ust nie rozłączać przez długi czas podsycany namiętnością. Poezję odróżniam od wierszy. Kryterium dla mnie staje się właśnie miłość. Ileż razy mylimy „kochanie” i „miłość”. A tu ( na s. 74) „Cierpliwość” pozwala czytelnikowi poznać troskę matki, która wyznaje Aniołowi Stróżowi „Wiesz, ja ich tylko kocham…” (podkreślenie – AK). Tak, kochanie jest TYLKO cielesne, chemiczne, fizjologiczne, hormonalne. W nich zaklęty jest doczesny wymiar „kochania”, mieszaniny dopaminy, serotoniny i oksytocyny (jak to ujął psycholog Robert J. Sternberg). Ale u Innej Anny znajdziemy także miłość, którą zapisuje się (wbrew wszelkim zasadom ortografii języka polskiego) przez „U” otwarte (zgubiłem to miejsce i odnajdę przy powtórnej lekturze całego tomu). To taka MIŁOŚĆ, co mi-(ł)ością w gardle nie staje, ale staje w gardle wzr-U-szeniem, literą w kształcie podkowy otwartej od góry, rzec można U-ranicznie. Zdradza wtedy swoje boskie pochodzenie i staje się duchowa, odcieleśniona, mistyczna. Jak w wierszu „Kiedy miłość powie jestem…” (s. 43):

„Kiedy miłość powie jestem…
Żadne słowo nie brzmi piękniej w jej ustach.
Jestem przy tobie, z tobą. Czekaniem jestem…
Czekanie beze mnie byłoby pustką…”

JESTEM to imię Boga. A pustka to imię demona (jednego z ośmiu demonów u Ewagriusza z Pontu), nie byle jakiego demona, bo ów wypatruje miejsca puste, aby zaprosić inne demony na ucztę; razem ze smutkiem tworzą destrukcyjną zazdrość, która poraża każdą nie dość dojrzałą MIŁOŚĆ, kiełkującą w „kochaniu”. Nie uporał się z MIŁOŚCIĄ wspomniany Friedrich Hölderlin, ten prekursor romantyzmu, i popadł w chorobę umysłową w wyniku oksymoronu „nieszczęśliwej miłości”. Sprzeczności semantyczne zakłócają pracę umysłu i stają na drodze do szczęścia.

Szczęściu sprzyja słuchanie nauk matki nie bardziej jednak niż charyzmat poczucia humoru. U Anny Gaudnik humor kwieci się niczym na niebieskich pastwiskach, a to poczucie u Kobiety to prawdziwy rarytas. Poczucie humoru pozwala na dystans do samej siebie, umożliwia spojrzenie perspektywiczne, fundamentalne dla radości i szczęścia. To właśnie brak poczucia humoru sprawia, że współczesne Kobiety tak często karleją i tkwią w stanach depresji, zapadają się w poczucie krzywdy, poczucie poniżenia, poczucie małowartościowości.

Dodatkowy walor tomu „Inna Anna” stanowią obrazy, nie tylko te malowane słowa, ot, jak choćby jodła w gronostajach z wiersza „Zima w kwiatach”. W wielu miejscach tekst zdobiony jest, niczym twarz dziewczęcia rumieńcem, obrazy malowane farbami i jest takich fotokopii trzydzieści siedem. To one dopełniają estetykę słowa kolorami i stanowią interesującą ornamentykę zbioru.

Czasy mamy takie, jakich mamy poetów. To ci przemytnicy sensów natchnionych zapisują słowa w nadziei, że jakiś syn lub wnuk odczyta je, rozszyfruje i uczyni treścią własnego żywota. Niech puentą tego zbioru wrażeń będzie myśl, którą zapisałem sobie na marginesie: dla poety pióro jest czarodziejską różdżką, a czas eliksirem zapomnienia i ambrozją boskich nastrojów.

Galeria zdjęć <==

PiMPB w Brzesku

Podobne artykuły

Back to top button